Jeśli przyszło Wam już do głowy, że muszę mieć kota na punkcie kotów, skoro tak długo katuję moje zapasy tkaniny w kotki, to znaczy, że nie znacie mojej bratanicy, która bez kota (a najlepiej kilku kotów) pod pachą, nie wyjdzie z domu. Ostatnio obchodziliśmy jej czwarte urodziny, a motywem przewodnim przyjęcia były… kotki:-) Ha! W to mi graj! I tak znalazłam kolejny pretekst, żeby móc jeszcze przez chwilę pobawić się tym motywem.
Po bardzo dłuuuuuugiej przerwie (częściowo wymuszonej przez okoliczności, a częściowo – przez różne własne, związane z innymi dziedzinami życia, decyzje), wróciłam, przynajmniej na chwilę, do szycia. I chyba ogólniej, życia;-) Hurra! Na dobry początek – coś miłego i trochę świątecznego – mięciutkie zajączki przytulanki.
Tę sukienkę uszyłam w zeszłym tygodniu, jeszcze przed wyjazdem nad morze. Miałam nadzieję, że wpis zacznę od zaprezentowania, jak w niej wyglądam na tle prawdziwych, morskich fal. Nic jednak z tego, pogoda nad Bałtykiem nie sprzyja sukienkom, a ja od prawie tygodnia chadzam w spodniach i kurtce przeciwdeszczowej… Upały prędko nie wrócą, dlatego na początek zdjęcia sprzed wyjazdu, na manekinie.
Sukienkę uszyłam na podstawie wykroju z Burdy 8/2005, w którym kilka stron zostało poświęconych modelom ciążowym.