Kiedyś, dawno temu, zanim zostałam mamą, miałam tak dużo wolnego czasu, że, chyba z nudów, lubiłam usiąść przy maszynie i poszyć sobie. Nie mam na myśli poszewki na poduszkę czy kosmetyczki, tylko sztukę odzieży, która miała na mnie dobrze leżeć i wyglądać. Dopasowywanie wykrojów do mojej figury zawsze było dla mnie najtrudniejsze i najbardziej pracochłonne. Dlatego, w momencie nagłej i całkowitej utraty „wolnego czasu” i w sytuacji ciągłych zmian mojej wagi i sylwetki, poddałam się. Uświadomiłam sobie ostatnio jednak, że, w najbliższym czasie, wcale nie zanosi się w tych kwestiach na poprawę (a wręcz przeciwnie), i, jeśli tak dalej pójdzie, do końca życia będę szyć kosmetyczki albo poduszki.