Odkąd, prawie 10 lat temu, kupiłam w pewnym dużym, znanym sklepie meblowym, najtańszy wówczas w ofercie, zestaw stołu i czterech krzeseł, zawsze miałam mglistą wizję, że kiedyś, w nieoznaczonej dokładnie przyszłości, odzieję w coś te siermiężne krzesła, żeby nie wyglądały tak biednie.
Przy okazji każdej wizyty w owym sklepie, zawsze oglądałam dostępne w sprzedaży siedziska, z nadzieją, że za niewygórowaną cenę, uda mi się znaleźć komplet poduszek pasujących do reszty wnętrza i mojej wizji. Ale – a to kolor nie ten, a to fason zły, a to cena zbyt wysoka. Po upływie jakiegoś czasu, zaczęłam się przymierzać do pomysłu, że w końcu sama uszyję sobie takie, jakie będą mi pasować. Dużym ułatwieniem w podjęciu ostatecznej decyzji o przystąpieniu do szycia była wymiana starych, pstrokatych (kraciastych, pasiastych i trochę ziemistych) zasłon okiennych i poduszek na kanapie. W końcu znalazłam idealną tkaninę, pasującą do reszty! Postanowiłam po prostu użyć takiego samego materiału, z jakiego uszyłam dwie z poduch na kanapę. Podobno najprostsze rozwiązania są najlepsze.
Ale żeby nie było za prosto i za nudno, urozmaicenia wymagała forma. Przestudiowałam zatem dostępne w sprzedaży modele poduszek, częściowo szukając inspiracji, częściowo po to, aby podejrzeć ich konstrukcję.
Na pierwszy ogień poszedł asortyment mojego ulubionego sklepu…:
– najtańsza w ofercie Ikeai poduszka na krzesło, model Vintergack za 6 zł, to po prostu kawałek jakiejś cienkiej ociepliny obszytej materiałem i przeszytej kilka razy wzdłuż, z troczkami do przywiązania wokół nóg krzesła. Zupełnie nie to miałam na myśli;
– kolejny model to Justina, za 20 zł (no dobrze, 19,99) – tu już siedzisko wypełnione jest gąbką, przepikowaną miejscami. Siedzisko nie ma zaokrąglonych rogów. Nie ma klina, więc części do wykrojenia i zszycia nadal nie ma dużo, poduszkę przymocowuje się do krzesła za pomocą rzepów. Jest lepiej, ale to wciąż wersja bardzo podstawowa, nie dzieje się tu za wiele;
– trochę więcej „akcji” można przypisać kolejnemu modelowi – Malinda, za 25,99 zł. Tu już dzieje się jakby więcej, ale trochę to siedzisko jest za mało ustrukturyzowane w stosunku do mojej wizji. Ponownie, poduszka zszyta jest tak naprawdę z dwóch części, bez klina i zapinana na rzepy.
Po analizie asortymentu Ikei przeszłam do konkurencji – o wiele większy wybór siedzisk dostępny jest w moim drugim ulubionym sklepie – tym razem internetowym – Dekoria.pl. Tu podstawowe modele są podobne (ale już nieco droższe), dostępnych jest jednak więcej bardziej „wyszukanych” fasonów. Wszystkie jednak są albo do krzesła przywiązywane, albo w ogóle nie posiadają mocowania. A zatem plus dla Ikei za rzepy!
Moją uwagę zwróciło siedzisko Kuba – przepikowana poducha z klinem, wykończonym po wierzchu ozdobnym szwem. Uszyta z tkaniny z kolekcji Linen, z której to mam poduszki na kanapę, kosztuje 72,9 zł… (Jak mogłam kiedykolwiek myśleć, że poduszka za 25 zł jest za droga???) Minusy jednak to: brak wiązadeł/rzepów, ostre rogi, no i może trochę za grube wypełnienie. No i ten uchwyt jakiś taki nie na miejscu.
Po etapie badania rynku i krytycznej analizie dostępnych opcji konstrukcji poduszki/siedziska, wymyśliłam sobie co następuje:
– siedzisko z gąbki tapicerskiej o grubości 3,5 cm,
– obszyte beżową tkaniną lniano-bawełnianą,
– wykrój w kształcie pasującym do siedziska mojego krzesła,
– z zaokrąglonymi rogami,
– z wycięciami na nogi krzesła,
– ręcznie przepikowane w kilku miejscach,
– wierzch siedziska oraz kliny skrojone z tkaniny właściwej,
– spodnia cześć siedziska skrojona z tańszego materiału, w zbliżonym kolorze,
– szwy wykończone wypustką ze sznurkiem w środku,
– zapięcie na rzepy!!!!
Jest super. Szyło się długo i nie było łatwo, ale skoro już sobie tak wymyśliłam, no cóż… Nic dziwnego, że takiego modelu nie ma nigdzie w sprzedaży.
Ze wszystkimi trudności technicznymi udało mi się jednak uporać w trakcie szycia, natknęłam się za to na nieprzewidziane problemy w fazie użytkowej. Problemy w postaci… hm…, użytkowników końcowych, czyli domowników, w kolejności od najmniejszego do największego (zarówno problemu, jak i użytkownika):
– jeden znalazł sobie nowe legowisko, na którym ostrzy pazury i zostawia sierść;
– drugi namiętnie odpina moje fantastyczne rzepy i zostawia na poduszkach plamy z długopisu, owoców i… czekolady (ehem…).
– trzeciego w ogóle poduszki kłują w tyłek i nie chce na nich siedzieć.
Może chociaż moi czytelnicy docenią efekt mojej pracy….
A jeśli czytacie ten wpis w poszukiwaniu inspiracji, jak samemu uszyć siedzisko na krzesło, to bardzo gorąco polecam zajrzeć również do artykułu z amerykańskiego magazynu Threads, który dla mnie był bardzo pomocny (link)!
Powodzenia!
Jakiś czas temu (a może już całkiem dawno), wspominałam na blogu, że…
19 lipca 2017Naprawdę fajnie jest czasem poszyć sobie kwadraty. Ciach, ciach i gotowe (prawie) – bez mierzenia…
18 stycznia 2017
Ewa | 11th wrz 22
Genialne te poduszki. Sama się zabieram i zabieram do uszycia i myślę nad obszyciem gotowców Ikeowskich. Bo gąbka,rzep i wielkość ok,ale materiał pozostawia już sporo do życzenia.