Zwykle, kiedy przystępuję do szycia, robię to w celu zaspokojenia jakiejś konkretnej, namacalnej potrzeby. Jednak do uszycia kosmetyczek, które dzisiaj prezentuję, skłoniły mnie przesłanki mniej naglące. Po pierwsze, potrzeba wykorzystania tego przepięknego (!!!) materiału, który i tak spędził zbyt wiele czasu w mojej szafie. Po drugie, chęć poszerzenia umiejętności (jakoś do tej pory nie dane mi było uszyć kosmetyczki). I w końcu, po trzecie (i ponownie) – potrzeba uszycia czegoś łatwego, miłego i przyjemnego.
I udało się! Naprawdę było miło, łatwo i przyjemnie. Przez większą część czasu, szyjąc, uśmiechałam się do siebie pod nosem i gładziłam tkaninę, jak prawdziwego kotka, podziwiając swoje dzieło po każdym przeszytym szwie. Czasem, kiedy szyję, do samego końca martwię się o efekt końcowy, tym razem byłam absolutnie zachwycona swoim uszytkiem, praktycznie od momentu poczęcia samego pomysłu.
Oczywiście, głównym powodem mojego zachwytu, były materiały, których użyłam – bawełniane tkaniny drukowane we wzór kotków. Na część zewnętrzną kosmetyczek wykorzystałam materiał grafitowy, w jasny wzór, natomiast podszewka jest w kolorze ecru, z tym samym motywem, ale grafitowym. Wspominałam już, że tkaniny są prześliczne? Tak śliczne, że bardzo długo nie wiedziałam, co z nich uszyć, żeby ich nie zmarnować, a jak najlepiej wykorzystać ich potencjał.
W końcu zaryzykowałam – coś małego, ładnego i pożytecznego. Czyli kosmetyczki. Małe, więc uszyłam je bardzo szybko, jak na siebie… Byłoby szybciej, gdybym szyjąc, faktycznie szyła, a nie obracała je na wszystkie strony, podziwiając. Ładne – w sam raz, do postawienia na półce i podziwiania, o czym później. A pożyteczne – w znaczeniu poszerzania moich umiejętności krawieckich.
Kosmetyczki uszyłam na podstawie, i zgodnie z instrukcjami, kursu Craftsy: Zip it up – easy techniques for zippered bags, którego chyba niestety nie ma już w sprzedaży. Obie usztywnione są od środka naprasowywaną włókniną, a podszewka de facto nie jest podszewką, ale jest szyta razem z warstwą zewnętrzną, w związku z czym, wszystkie szwy, wykończone zygzakiem, są widoczne w środku.
Pierwsza z nich, Nickita, to kosmetyczka w kształcie prostopadłościanu, lekko pikowana, z wszywanymi uchwytami, jednym krótszym, drugim dłuższym.
Druga kosmetyczka, Bendy, jest bardziej kwadratowa i ma bardzo ciekawą konstrukcję, z ukośnym szwem; przy czym suwak wszywany jest w pierwszej kolejności, na płasko, i dopiero ten ukośny szew nadaje kosmetyczce ostateczny kształt. Z boku również ma wszyty uchwyt, z… kawałka suwaka – taka niespodzianka.
Kosmetyczki wyszły bardzo ładne, jeśli nie za ładne. Strach je pognieść i zabrudzić… Więc będę szczera – w roli właśnie kosmetyczek będą chyba średnio praktyczne. Co nie znaczy, że będą stać na półce, świecąc pustkami – spożytkuję je raczej w roli organizerów do przechowywania różnych drobiazgów. W każdym razie, wyniosłam z tej lekcji różne nauki, które będę kontynuować. A ponieważ tkaniny w kotki mam jeszcze sporo, na blogu zrobi się jeszcze bardziej grafitowo…
Jeśli przyszło Wam już do głowy, że muszę mieć kota na punkcie…
27 czerwca 2018
Skomentuj