Szycie, i chyba ogólnie, rękodzieło, to takie hobby, które, przynajmniej w moim przypadku, powoduje gromadzenie rosnących zapasów materiałów, akcesoriów, dodatków i przeróżnych, mniej lub bardziej przydatnych, „przydasiów”. Różnego rodzaju: nożyczki, linijki, miarki i krzywiki, kredy, kredki, mydełka, radełka, igły, szpilki, nici, guziki, haftki. Pokłady: suwaków, gumek, koronek, koralików, ociepliny, flizeliny. Druty i szydełka. Książki, wykroje, magazyny krawieckie. Papier do wykrojów i kalka… Maszyna do szycia! Zapasy włóczek i materiałów… Głowa boli od samego wymieniania, a gdzie i jak to wszystko trzymać?
Moją przygodę z szyciem zaczęłam dawno temu. W dzieciństwie przyglądałam się, jak szyje mama, później przejęłam jej maszynę do szycia i próbowałam sama. Pierwsze modele szyłam z burdą, zajmowało mi to mnóstwo czasu i zupełnie nie miałam pojęcia, dlaczego mi nie wychodzi. Dopiero dużo później (i relatywnie całkiem niedawno) zaczęłam poznawać podstawy konstrukcji i nauczyłam się dopasowywać wykroje do własnej figury, a nawet sama je tworzyć.